piątek, 26 października 2012

II


            Świeże, rześkie powietrze z rana w moim pokoju? Coś tu nie gra. Obróciłem się na prawy bok i powolnie podniosłem ciężkie jeszcze powieki by po chwili pokazywały zdziwienie, a za razem przerażenie.
- No nareszcie. Nudziłem się – powiedział entuzjastycznie blondyn leżący obok mnie z kanapką w ręce, a wzrokiem otulając każdy cal mojej twarzy. No tak dzisiaj miał odwiedzić nas Niall, ale dlaczego tak wcześnie, a po za tym co on robił w moim łóżku. Wyciągnąłem spod ciepłej kołdry jedną rękę i zepchnąłem go na ziemie. Zaowocowane jego głośnym „aaa”
- Zamknij okno! – stanowczo rozkazałem -  i nie jedz w moim łóżku – byłem zmęczony, miałem ochotę jeszcze spać. Całą noc moją głowę zaprzątał napotkany wczorajszego dnia osobnik. Kiedy zamykałem oczy widziałem jego twarz, lazurowe tęczówki wlepiały się we mnie. Czułem że mogą odczytać z  nich każdą moją myśl, wszystko co w danym momencie myślałem, czułem. Nie mogłem wyrzucić go z głowy, a wiedziałem tylko ze ma na imię Louis i zajął wygodne miejsce w mojej głowie, a sen nadszedł dopiero w okolicach godzin porannych.
     Niall był synem siostry, mojej mamy. Niedawno przeprowadził się do Londynu i mieszka ze swoimi przyjaciółmi  a jego rodzice, czyli ciocia i wujek mieszkają w Mullingar
- Styles, coś ty taki nie w sosie? – zamruczał siadając na brzegu mojego łóżka.
- Nie Twój w tym interes – powiedziałem siadając na łóżku, a moje plecy i głowa zostały oparte o zimną ścianę. Nogi zgięte w kolanach na których opałem swoje ręce. Czułem na sobie jego spojrzenie, spojrzenie tak natarczywe i łaknę odkrycia myśli błądzących po mojej głowie – Horan zajmij się kanapką! – burknąłem na co farbowany blondyn podskoczył.
- Ty się lepiej zbieraj – poczułem że podniósł swój zacny zadek z mojego łóżka.
- Po co? – spojrzałem na niego spod warstwy czarnych loków.
- Jak to na co? – poklepał się po tyłku jakby chciał oczyścić go z niewidzialnego kurzu – Dzień z ukochanym kuzynem –wypiął dumnie pierś – a wieczorem PARTY HARD w towarzystwie najlepszych. Wyrwiemy Ci jakiegoś napalonego blondyna w klubie – poruszył zabawnie brwiami pokazując przy tym rząd białych zębów odzianych aparatem. Wariat, Wariat jakich mało – zaśmiałem się w duchu.
- Niech Ci będzie, ale mam nadzieję że Twoi koledzy nie są żadnymi przyjebanymi sztywniakami? – rzuciłem do niego, zwlekając się z łóżka.
- Młody proszę Cię.
     Podszedłem do szafy, w której mieściły się wszystkie moje ubrania. Poczynając od dżinsów, przez koszulki, bluzy,  kończąc na koszulach. Wybór był prosty. Szare, lekko obcisłe rurki, luźniejsza koszulka w kolorze czerwieni. Z wybranymi rzeczami udałem się do łazienki. W lustrze znów to samo odbicie, rozwiane na wszystkie strony, czarne włosy, ni to loki, ni to proste, blada twarz bez wyrazu, malinowe usta, które w momencie tworzenia uśmiechu ukazywały po obu stronach dołeczki. I te zielone oczy.
Co w nich było?
Co przekazywały?
Pustkę? Styles,
skończ te przemyślenia. Nigdy nic dobrego z tego nie wychodzi – skarciłem się w myślach. Odziałem swoje ciało koszulkę i spodnie, a na koniec wypsikałem się dość mocnymi perfumami. Przeczesałem ręką włosy. Jest dobrze – westchnąłem do swojego odbicia i wyszedłem.
-Żeś się młody odstawił – zaśmiał się Irlandczyk – ale wiesz że moi przyjaciele wolą płeć przeciwną? – zasugerował. Nawet nie pomyślę o nich jako o obiekcie westchnień. Swój już znalazłem – pomyślałem, ale jednak tę myśl zostawię dla siebie. W jego stronę posłałem tylko groźne spojrzenie i:
- Bardzo śmieszne – bo co więcej mogłem?
- Dobra chodź. Pora na obiad – zaśmiał się.
- Przed chwilą wciągnąłeś kanapkę – spojrzałem zdziwiony na niego, a ten tylko się zaśmiał i położył rękę na moim ramieniu, którą po chwili zrzuciłem. Wyszliśmy z domu uprzednio żegnając się z moją mamą. Na zewnątrz pachniało świeżością, nowo budzącymi się do życia roślinami. Piękno przyrody. Za nasz pierwszy cel obraliśmy oczywiście Nados, a cóż innego mógłby zaproponować Niall wiecznie głodny Horan? No właśnie. Kolejnym celem mojego cudownego dnia z ukochanym kuzynkiem – zaśmiałem się sam w sobie, było kino i jakaś badziewia komedia, której polowe przespałem. Żadna nowość. Po wyjściu z kina wybiła godzina 18. Kierunek – mieszkanie Nialla i jego trójki znajomych. Może jednak nie będą tacy źli. 
- Niall jesteśmy – krzyk dobiegł z korytarza w którym pojawiła się trójka wcześniej wspomnianych przeze mnie chłopaków – Jak tam Twój kuzynek? – zwróciłem głowę w kierunku wejście do pomieszczenia w którym znajdowaliśmy się i ujrzałem trójkę przepychających się chłopaków. Niby nic nadzwyczajnego, ale jeden z nich przykuł szczególnie moją uwagę. Brązowa grzywka opadała na czoło pod którym mieściły się nie za duże, nie za małe oczy, których tęczówki przybrały lazurowy kolor. Nagle przed moimi oczyma przeleciał wczorajszy dzień, a konkretnie jeden epizod z niego wycięty. Spotkanie jego na jednej z ruchliwych ulic Londynu. Jak to możliwe, że osobnik który zajął wygodne miejsce w mojej głowie, który przez całą noc spędzał mi sen z powiek to jeden z przyjaciół mojego kuzyna? Przeznaczenie?
- Milo Cię znów widzieć – zwróciłem się do niego c w afekcie przyniosło mi przyjemność usłyszenia jego dźwięcznego śmiechu.
- Mnie Ciebie też – podał mi dłoń. Co wywołało w moim ciele dziwne wibracje, jakąś chęć poczucia jej na moim ciele. Łagodna barwa głosu, ciepła dłoń. Raj. Raj na ziemi. Przynajmniej dla mnie. „ale wiesz że moi przyjaciele wolą płeć przeciwną?” Słowa Nialla odbiły się echem w mojej głowie. Cóż mówi się trudno – wzruszyłem Ramonami sam do siebie, a cała reszta rzuciła w moją stronę zdziwione spojrzenia.
- Widzę że Louisa już znasz – wstał Horan – To jest Zayn – wskazał na mulata, o czarnych włosach ułożonych do góry, a na ich grzywce widniało blond pasemko.
- Harry – podałem mu dłoń, ale obyło się bez reakcji jakie przeżyłem w tej samej czynności z Lou.
- A To natomiast Liam – wskazał wysokiego szatyna. Podałem mu dłoń i swoje imię.
- Dziś się bawimy, co Harry? – zapytał mulat zarzucając swoje silne ramie na moje.
- Ehem – burknąłem patrząc na roześmianą twarz Louiego. Czułem do niego nie zrozumiałą więź, coś czego wcześniej nie doświadczałem w kontakcie z żadnym innym mężczyzną czy kobieta. To było dla mnie coś nowego, coś czego nie potrafiłem opisać. Podobało mi się to, ale musiałem się ograniczyć. Moje hormony zaczęły bardziej buzować gdy moich nozdrzy doszedł zapach jego mocnych, charakterystycznych perfum. Pamiętałem je od wczoraj. Oj Styles, coś czuję, że to będzie ciężka noc. Siła przyciągania mnie do niego była większa niż siła grawitacji przyciągająca mnie do ziemi. 

I co myślicie o 2? jest dłuższa i mam nadzieję że moja praca was nie zawodzi. Dziękuję wam za wszystkie pozytywne komentarze. I nadal możecie zostawiać swoje TT czy Gg żebym was informowała. Zrobiłam dodatkową zakładkę, tam możecie rpzeczytac o tej historii, jakie pojawią się postacie, ile będzie trwać. Mam nadzieję że to też wam przypadnie do gustu i bohaterów też już mamy. 
Kolejny w weekend. 
Licze na wasze komentarze; )
Debby <3 

niedziela, 21 października 2012

I


Nobody likes to lose their inner voice


 Przemierzając spokojnie ulice Londynu nie wiedziałem jaki jest tego cel. Dokąd zmierzam. Powietrze pachniało deszczem. Oczyszczająco. Wciągnąłem odrobinę do swych płuc by po chwili dać mu się uwolnić. Lekki wiosenny wiat rozwiewał moje czarne włosy tworząc z nich jeszcze większy, artystyczny nieład. Wymarzony dzień na spacer dla  Brytyjczyka. Pod moją pachą trzymałem notes, który był dla mnie wszystkim. Trzymałem tam najróżniejsze, najważniejsze wspomnienia, swoje zapiski i rysunki. Było w nim wszystko. Czarna skórzana okładka nadawała mu tajemniczości, a wszystkiego pilnował w tym samym kolorze sznurek.  Jednak w mojej głowie nadal kłębiły się pytania o cel mojej egzystencji. Tak naprawdę żyłem z dnia na dzień. Jutro dla mnie nie istniało. Liczyła się dobra zabawa, alkohol, dziś...
Zatłoczone ulice Londynu. Brzmi okropnie, ale w praktyce nie jest tak straszne. Idzie się przyzwyczaić, a mieszkając tu od urodzenia są czymś normalnym. Cóż podążając jedną z nich zatopiłem się w myślach. Upadłem. Jakieś inne ciało z większą siłą dotknęło mojego i upadłem na twarde płytki chodnika. Zupełnie nie wiedziałem co się stało. Czym było to „coś” co mnie uderzyło. Potrząsnąłem grzywką która opadła mi na czoło i znów zajęła swoje przednie miejsce dopiero wtedy skierowałem zielone tęczówki ku górze i ujrzałem coś niebywale pięknego. Brązowa grzywka idealnie pokrywała część czoła, a reszta włosów była idealnie ułożona w dość niedbały chaos. Rząd białych zębów, a kąciki ust wykrzywione w coś na wzór wyrazu zmartwienia. Na koniec lazurowe tęczówki wpijające się w moje. Coś niebywałego. Oczy które były dla mnie otwartą księgą. Mieszał się w nich smutek, żal, utrapienie, ale znajdowała się domieszka rozbawienia. Wywołana zapewne moim chwilowym wyglądem i zakłopotaniem, jak również zaistniałą sytuacja. 
- Wszystko okej? – słodki, szorstki a za razem delikatny głos. Mówił do mnie. 
- yyy… Jasne – starałem się ukryć moje zafascynowanie Jego osobą  - Nic mi nie jest – dodałem otrzepując swój tyłek i plecy z odrobiny piasku. 
- Przepraszam że na Ciebie wpadłem – szepnął. Zakłopotanie miał wymalowane na twarzy.
- To moja wina. Zamyśliłem się – wziąłem jej cześć na siebie. Uśmiechnął się – jestem Harry – podałem mu dłoń.
- Louis – odwzajemnił gest. Jego dłoń była tak przyjemna w dotyku. Delikatna. Subtelna – przepraszam Cię Harry, ale się spieszę – Moje imię wypowiadanie przez niego stawało się wyjątkowe. Tak milo się jej słyszało. Balsam dla mych uszu. Nim zdążyłem oprzytomnieć on już się oddalał. 
- Żegnaj Loui, mam nadzieję że jeszcze kiedyś się spotkamy – szepnąłem za nim, ale te słowa były bardziej wypowiedziane dla mnie niż dla niego. Wypowiedzenie jego imienia sprawiło mi radość. Włożyłem ręce w kieszenie szarych obcisłych spodni i ruszyłem przed siebie z jego twarzą przed oczami. Czy to możliwe że przypadkowo spotkana osoba może tak zaprzątnąć nasze myśli.Jedno spojrzenie, przypadkowe spotkanie może przyprawić o takie uczucia jaki teraz we mnie buzują? 
- Oj tak Harry, może – westchnąłem sam do siebie i zatopiłem się w tłum przechodniów z nadzieją że jeszcze kiedyś się spotkamy. 

___________________________
Jest rozdział pierwszy, mam nadzieję że nie zawiodłam. Jest krótki bo nie chciałam więcej tutaj pisać niż ich pierwsze spotkanie.  

następny w weekend. 
Dodałam bohaterów. 
Debby  ; **
Wyłączyłam weryfikację obrazkową i dodałam możliwość komentowania przez Anonimków. + zostawiajcie swoje Tt czy GG w zakładce informowani jeśli mam was informować ; ) 

sobota, 20 października 2012

Prologue.


- Harry? Harry, gdzie jesteś? – słyszałem jego rozhisteryzowany głos w słuchawce telefonu. 
- Nie ważne – burknąłem oschle. 
- Harreh, ale wszyscy się o Ciebie martwią…
- NIE! – przerwałem mu –Mam to w dupie – stanowczo się wydarłem na niego. 
- Ale co Się stało? – przejawiało się w tym głosie tyle troski co jeszcze nigdy, ale na co mi to teraz? Co on tym próbował zdziałać.
- Nie Louis, skończ! – znów podniosłem głos. Wiem, jak on tego nie lubił –Nie dzwońcie do mnie! – rozłączyłem się. Złość, żal, smutek, bezradność to wszystko kłębiło się w moim wnętrzu, a ja po woli nie dawałem rady tego kontrolować. Brało To nade mną górę w afekcie czego cisnąłem telefonem o ścianę jakiegoś budynku. Momentalnie na powierzchni ziemi pojawiło się mnóstwo jego kawałków. Nie przeszkadzało mi to, nie chciałem teraz się z nikim kontaktować. Potrzebuje samotności. Mam dość pieprzonego świata. Jego. Tak. Nie chcę już być blisko niego, nie chcę czuć tych intensywnych perfum, tonąć w lazurowych tęczówkach. Naprawdę nie chce widzieć go rano nad moją głową ze świeżymi tostami i kakao.


 NIE. 
Wędrowałem między jakimiś starymi budynkami zastanawiając się co tak naprawdę robię. Myślałem o śmierci. Jak powinna wyglądać. Kiedyś zapytano mnie jakbym chciał umrzeć. Powiedziałem że spokojnie i bezboleśnie, ale prawda jest taka, że niczyja śmierć nie jest bezbolesna. Całe życie umieramy od środka. Wszystko tam nas zabija, otoczenie nas zabija. Każdego dnia.
Zimny wiatr otulał moją twarz rozwiewający tym samy nie ułożoną czuprynę. Od kiedy tak się zachowywałem? Od kiedy byłem tak oschły dla moich przyjaciół, a szczególnie dla Louiego? Od kiedy? No właśnie. Może to było moje prawdziwe ja, które odkryła dopiero miłość. Nie wiem. Innego jestem pewien. Ulokowałem swe uczucia na złym koncie. Wsunąłem miedzy wargi nowo odpalonego papierosa i z miną twardego skurwiela ruszyłem go przodu pod wiatr. 
Jestem Harry Styles, wy macie szanse poznać moją pieprzoną historie. 

@@@
Jest Prolog wiem że część go czytała, ale musze dodać. 
Będę wdzięczna za jakiekolwiek polecenie bloga, reklamę.
Mam nadzieję że historia przypadnie wam do gustu. 
Debby ; * xxx
jeśli chcesz być informowana zostaw Gg bądź TT