sobota, 15 grudnia 2012

VI


Przez ostatnie kilka dni bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Każdą wolną chwilę spędzałem przy Louis'm. Jego ciało czasem ocierało się i moje. Czułem wtedy takie niewyobrażalne przyjemne uczucie. Nie wiem co w tej osobie jest, ale działa na mnie jak narkotyk. Jego zapach, dotyk, ciepło bijące z organizmu. Był tak blisko, ale tak daleko. Kusił mnie każdym swoim ruchem. 
- Harreh - usłyszałem ten, znów ten głos - chłopacy wybywają. Co robimy wieczorem? - zapytał. Tak bardzo chciałem spędzić ten czas z nim, ale musiałem ochłonąć. Odizolować się od niego na kilka godzin. 
- Chciałbym się przejść - podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na jego twarz, na której uśmiech wywinął się w podkówkę. 
- Jasne - wycofał się.
- Loui - zawołałem - Może przejdziesz się ze mną? - to pytanie było cholernym impulsem z mojej strony. 
- Chętnie - znów ten uśmiech. Zamknął drzwi pokoju i usiadł na brzegu łóżka - Harreh? - szepnął cicho bawiąc się swoimi palcami 
- Tak? - spojrzałem na niego spod swojej grzywki. 
- Co się stało? - zapytał obracając głowę w moją stronę - Coś Cię trapi? Ostatnio zachowujesz się inaczej - powiedział opanowanym głosem. 
- Wszystko w porządku - skłamałem. 
- Jesteś pewien? - delikatnie dotknął moją dłoń. 
- Oczywiście - uśmiechnąłem się. 
- Niech Ci będzie - powiedział i oparł się o ścianę obok mnie - Co tam bazgrzesz? - zapytał zerkając do mojego notesu, który szybko przed nim zamknąłem i wsunąłem pod poduszkę.
- Nic - powiedziałem i ukazałem przed nim rząd swoich zębów, a on się zaśmiał. 

- Kawa? - zapytał kiedy zbliżaliśmy się do jakiejś kawiarni.
- Jasne - poszliśmy obydwoje zamówić po gorącym napoju na wynos - Wracamy do domu? - zapytałem. 
- Okej - powiedział wyrzucając do kosza kubek po swojej kawie - Hazza na pewno nic ci nie jest? - zapytał. 
- Nic, Loueh jesteś przewrażliwiony - zaśmiałem się. 
- Dobra, dobra - powiedział otwierając drzwi. Z domu od razu biło ciepło w przeciwieństwie do dworu. 
- Ciepłooo - zaśmiałem się. Lou przyłączył się do tego śmiechu. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę  9.46PM - pójdę się położyć - minąłem go i zahaczając o pokój, z którego zabrałem pidżamę i świeżą bieliznę udałem się do łazienki. Ciepły prysznic dobrze mi zrobił. Oczyścił moje ciało i umysł. W mojej głowie zawitały świeże myśli, ale na poprzedni temat. Woda jeszcze kapała w czarnych włosów na moje ramiona, a przez jedno z nich przewiesiłem koszulkę. Wróciłem do pokoju zapalając małą lampkę. Usiadłem w nogach łóżka sięgając po pierwszą lepszą książkę. "Londyński Bulwar" Taki tytuł widniał na okładce. Zatopiłem się w  czytaniu i nawet nie zauważyłem kiedy obok mnie znalazł się Louis. 
- Lubię tę książkę - szepnął, a ja lekko podskoczyłem z zaskoczenia. 
- Wystraszyłeś mnie - szepnąłem zamykając utwór. Moje powieki robiły się ciężkie. Czułem, że mój organizm słabnie, a mimo to pozostawałem świadom. 
- Harreh, wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej - szepnął - powinieneś się położyć - szepnął i wstał. Bezsilnie opadłem na poduszkę. 
- Louis - szepnął kiedy chciał opuścić pokój - zostań - wrócił do mnie. Zajął swoje przednie miejsce, a moją głowę położył na swoich kolanach. Jego jedna ręka ze spokojem gładziła moje włosy. 
- Coś Cię boli? - zapytał. 
- Słabo się czuję - szepnąłem patrząc w jego nieziemskie oczy. Dostrzegłem w nich coś innego niż zawsze. Był to strach, pomieszany z pożądaniem. Między nami zapadła cisza, ale utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Czułem jak jego twarz zbliża się do mojej twarzy. Coraz bliżej mnie były jego oczy, usta. Te malinowe, pociągające usta. Wolna dłoń powędrowała na mój policzek przyprawiając mnie o gęsią skórkę. Mimowolnie zamknąłem oczy ciesząc się tym dotykiem, kiedy znów je otwarłem jego twarz od mojej dzieliło kilkanaście milimetrów. Ta niebezpiecznie mała odległość od jego ust kusiła mnie jeszcze bardziej, aż...

*** 
Dobry wieczór. 
Przepraszam, ze tak długo mnie tutaj nie było, ale nie miałam czasu, bo chciałam zakończyć już pozostałe blogi. Jeden mi się udało, ale nie o tym tutaj. 
Mimo mojego zmęczenia, lenistwa i początkowego braku pomysłu rozdział wydaje mi się w porządku, ale nie mnie to oceniać. 
Przypominam o pytaniach do postaci Ask mam nadzieję, że z takim zakończeniem rozdziału pojawi się ich kilka. 

piątek, 23 listopada 2012

V



- Chcę pogadać - i teraz do mej głowy nasunęło się mnóstwo pytań,  ale i strachów, jak i nadziei. Może wczorajszego wieczora on mówił serio? 


- O czym? - zapytałem wlepiając się w jego lazurowe oczy, które hipnotyzowały. 
- No bo wiesz...Emm...no Ten - błądził w słowach, a ja przypatrywałem się wyrazowi jego twarzy z rozbawieniem - No bo wiesz wczoraj... - zatrzymał się i zatopił dłoń we włosach. Podszedłem do niego bliżej i złożyłem dłoń na jego ramieniu. 
Zaśmiałem się
- Nic się wczoraj nie stało - wypowiedziałem z bólem wywołanym wymuszonym uśmiechem - Nie ma co się przejmować - zdjąłem rękę z jego ramienia i umiejscowiłem na przednim miejscu. W kieszeni.
- To dlaczego nie wróciłeś do domu? - zapytał widocznie zmartwiony. 
- Każdy potrzebuje czasem samotności. Przywykłem do częstego przebywania samotnie, a wczorajszy dzień spędzony z waszą piątką to chyba za dużo jak na pierwszy raz...
- Ale dlaczego? - przerwał mi. 
- Nie próbuj mnie pojąć. Ja sam tego nie potrafię - ruszyłem w stronę domu zostawiając go tam z moimi słowami. Nie wiem czy zrozumiał cel mojej wypowiedzi, ale już mnie nie gonił. Czy chciałem wracać do domu? Skądże. Wolałem powłóczyć się samotnie przepełnionymi ulicami. Ludzie gnali przed siebie, gonili coś, wyprzedzali czas. A ja spokojnie kroczyłem między nimi nie przejmując się niczym. Do chwili gdy mój  telefon zaczął dzwonić. Niechętnie sięgnąłem po niego do kieszeni i odebrałem.
- Mów - rozkazałem
- Harreh - czy on musi się odzywać zawsze gdy o nim myślę? - co powiesz na wypad do baru wieczorem? 
- Z resztą? - zapytałem. 
- Nie, oni są zajęci - westchnął - zostało nas dwóch, szczęśliwych singli - dodał przez śmiech.
- Skąd wiesz, że ja również jestem singlem? - zasugerowałem by się z nim podroczyć. 
- Emm - zbiło go to z tropu - w sumie nie wiem
- Wyluzuj, żartuje - zaśmiałem się - to klub mówisz tak? 
- yep - potwierdził. 
- A znasz jakiś dobry dla Gejów? - mój głos pełny był rozbawienia. 
- Coś by się znalazło - teraz to on zbił mnie z tropu, ale pragnąłem droczyć się z nim dalej.
- Świetnie. 
- W takim razie będę po Ciebie o 7PM.
-Będę czekał -przystanąłem na jego propozycję. Rozłączyłem się, by kontynuować bezcelową wędrówkę. Błądząc po ulicach Londynu dotarłem do swojego domu. Widok walizek i kartonów w przedpokoju mnie zdziwił. 
- Mamo? - krzyknąłem zdezorientowany drapiąc się w głowę - CO tu się do cholery dzieje? - Zapytałem, kiedy kobieta zjawiła się obok mnie.
- Wyprowadzam się - odparła z jak najszczerszym uśmiechem. 
- A ja to pies? - zaprałem ręce na biodrach. 
- Niall Ci nie powiedział? - wyraźnie się zdziwiła. Jednak w mojej głowie nadal nie było wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. 
- Widocznie nie raczył - burknąłem już bezczelniej. 
- Wylatuję do Ciotki do Irlandii, a Ty zamieszkasz z Niall'em - powiedziała i zniknęła za drzwiami kuchni. Jakim prawem do cholery ona decyduje gdzie będę mieszkał. Jednak z drugiej strony pod jednym dachem Z Lousiem. I moją głowę napłynęło mnóstwo wizji z nim w roli głównej.
 Styles opanuj się. 
Westchnąłem sam do siebie pośród walizek. Przekroczyłem je i podążyłem  w kierunku kuchni. Kiedy byłem już wystarczająco blisko by czuć wszelkie wonie unoszące się w jej wnętrzu moje nozdrza napłynął zapach świeżych ciasteczek z czekoladą. Tak jak się spodziewałem na stole leżał pełny półmisek nad którym unosiła się jeszcze para.
- A co z Bob'em? - usiadłem przy stole i zwróciłem pytanie do kobiety stojącej przy zlewie. 
- Jak to co? - odwróciła się w moją stronę i wytarła ręce w pistacjowy ręcznik - Leci ze mną - zajęła miejsce na wprost mnie. 
- Czyli ja zostaje tu sam? - zapytałem sięgając po jedno z upieczonych pyszności za co dostałem po łapach 
- Gorące - rzuciła mi złowrogie spojrzenie, które w jej wykonaniu wyglądało komicznie. Parsknąłem śmiechem. 
- Nie próbuj być tą zła matką. Nie wychodzi Ci to - zwróciłem do niej przez śmiech. 
- Wiem kochanie - zaśmiała się i poczochrała moje włosy. Wstała - Zostajesz z Niall'em, Zayn'em, Liam'em i - zawiesiła się ma chwilę - Jak mu tam? Ten najstarszy, no. Kurde, zapomniałam.
- Louis - szepnąłem pod nosem bawiąc się skrawkiem serwety. 
- Kochanie coś się stało? - usiadła, ale tym razem obok mnie i objęła ramieniem. 
- Skądże - podniosłem głowę i uśmiechnąłem się. Moje umiejętności aktorskie były na bardzo wysokim poziomie, bo w końcu jakoś musiałem ukrywać swoją orientację przed domownikami przez pewien czas, bo się bałem. Tak, bałem się, ale powiedzenie matce prawdy było najlepszym co mogłem w tej sprawie zrobić. Jej reakcja zwaliła mnie z nóg. Pozytywnie. Pamiętam jakby to było wczoraj.
- Mamo jestem gejem - powiedziałem przerywając kobiecie oglądanie telewizji.
- Naprawdę? - zapytała wstając 
- Tak - spodziewałem się najgorszego. 
- Świetnie - zaśmiała się - Ilu miałeś już chłopaków? - to pytanie zbiło mnie z tropu. 
- Niewielu - odpowiedziałem drapiąc się w głowę. 
- Spotykasz się z kimś? 
- Tak - moja dezorientacja z chwili na chwilę rosła. 
- Przyprowadź go w sobotę na kolację - powiedział i wróciła do poprzedniej czynności. 
Na wspomnienie o tym zaśmiałem się pod nosem. 
- Co Cię tak rozbawiło? - zapytała kobieta tuląca się do mnie. 
- Nic, po prostu coś mi się przypomniało - powiedziałem wciągając zapach jej perfum swymi nozdrzami. 
- Kocham Cię skarbie - szepnęła.
- Ja Ciebie też mamo - odpowiedziałem. Byłem bardzo przywiązany do kobiety która wydała mnie na świat. To ona odgrywała najważniejszą rolę w moim życiu. 

Kilka godzin później stałem już z walizkami pod domem kuzyna i jego przyjaciół. Powolnie nacisnąłem dzwonek, którego odgłos było słychać za drzwiami. Nie kazano mi długom czekać. 
- hej Harry -powiedział Entuzjastycznie Malik z papierosem w ręku i właśnie teraz czując wyraźnie dym unoszący się z niego zdałem sobie sprawę, że nie paliłem od dobrych kilku godzin. 
- Hej - machnąłem mu ręką. 
- Blondas, Twój lokator przyfrunął na swojej miotle - wydarł się, a w mgnieniu oka u jego boku stał Niall.
- Styles mogłeś zadzwonić - przegryzał bułkę. 
- Smacznego - westchnąłem. 
- Dzięki, dzięki - kiwał głową jak te wszystkie kukułki w żłobkach na święta Bożego Narodzenia. Zaśmiałem się. 
- To gdzie moja komórka pod schodami? - zapytałem odwieszając kurtkę na wieszak. 
- Twoja komórka pod schodami jest na dole, obok pokoju Tommo -wskazał mi beżowe drzwi - Idź się rozpakować, czuj się jak u siebie w domu, bla, bla bla - przynudzał Horan - Ja jak reszta się zmywam -machnął ręką i wyszedł - Za chwile powinien wrócić Tommo - krzyknął i następne co słyszałem to zamykanie drzwi. Pokój urządzony był w zwyczajny sposób. Na wprost duże okno z szerokim parapetem, obok łóżko przy którym był mały stolik nocny, a po prawej stronie drzwi duża rozsuwana szafa natomiast po lewej biurko z lampką, która umocowana była to wiszącej powyżej półki z książkami. Przełożyłem zawartość walizek do szafy, a je same ułożyłem na najwyższej półce, a sam położyłem się na łóżku z rękami skrzyżowanymi za głową. Po chwili telefon leżący obok mnie zaczął wibrować. "Louis calling"
Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon du ucha, a w tym samy momencie usłyszałem że ktoś otwiera drzwi. 
- Harreh, obrazisz się jeśli przyjadę po Ciebie tak za pół godziny? - zapytał ciężko oddychając - dopiero wróciłem do domu, ogarnę się i będę - jego głos w komórce obijał się w korytarzu. 
- Wiesz nie mam ochoty na klub dziś. Jestem zmęczony - powoli wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju. 
- Jasne - powiedział - To może jutro? - zapytał. Ja po cichu kroczyłem w jego stronę odciągając telefon od ucha. 
- A może piwo i jakiś dobry film? - zapytałem, ale kierując wprost do niego. Lou stał na korytarzu z telefonem przy uchu plecami zwrócony do mnie. Będąc pięć metrów ode mnie już byłem w stanie wyczuć jego mocne perfumy. Na dźwięk tych słów, aż podskoczył. 
- Harry? - jego twarz była roześmiana i zdziwiona - Co Ty tu robisz? 
- Mieszkam - krótko i na temat. 
- Przecież miałeś się wprowadzić w sobotę -przymknął oczy i wykrzywił twarzy do ciężkiego myślenia. 
- Nie trudź się, dziś jest sobota - klepnąłem go w ramię - to jak? Ty się ogarniesz ja skoczę po piwo i jakieś przekąski? - zapytałem wkładając na nogi buty. 
- Jasne - zgarnąłem portfel, zarzuciłem na siebie kurtkę i wyszedłem kierując się do pobliskiego marketu. Droga w obie strony zajęła mi dwadzieścia minut, a reszta czynności w sklepie około dziesięciu, więc po półgodzinie byłem w domu. Zakupy zaniosłem do kuchni i rozpakowałem na stole. W planach miałem zrobienie naleśników na śniadanie jutro więc kupiłem potrzebne produkty tylko za cholerę nie wiedziałem gdzie je schować. Otwierałem szafka po szafce. 
- Pierwsza nad mikrofalą - usłyszałem za sobą i podskoczyłem. Wiedziałem że to Louis, ale mimowolnie odwróciłem się do niego. Stał oparty o futrynę z mokrymi włosami, z których kapały krople wody spływające po jego umięśnionej klatce piersiowej, a pas okrywał tylko biały ręcznik. Nie powiem, że nie wyglądał pociągająco. Wyglądał i to jeszcze jak pociągająco. 
-Dzięki - odwróciłem się i schowałem produkt do szafki - Ubierz się, a ja zrobię popcorn - powiedziałem,  zniknął.
- Louis - krzyknąłem stawiając dwie miski na stolik w salonie - idziesz? 
- Jestem  - zjawił się obok mnie w pidżamie z coca-coli. 
- Serio? - zaśmiałem się. 
- Yep - przytaknął - Co oglądamy? 
- Myślałem że ty masz jakąś propozycje - szturchnąłem go - Ty tu mieszkasz dłużej poszukaj coś fajnego - kiwnął głową i wyszedł. Zjawił się po kilku minutach z płytą "Dorwać gringo"* włożył ją do odtwarzacza DVD i usiadł obok. Sięgnąłem miskę z popcornem i czipsami, a on piwo stojące obok kanapy. 
Tak spędziliśmy wieczór, a konkretniej całą noc. Po pierwszym filmie przyszła kolej na następny i następny, aż nad ranem gdy oboje byliśmy padnięci Tommo skoczył po ostatni, którym okazał się jakiś dramat. "Szkoła Uczuć" w połowie mój towarzysz zasnął z głową na moim ramieniu.  Natomiast ja obejrzałem go do końca na którym uroniłem kilka łez. Po chwili sam z głową opartą o jego odpłynąłem w Karinę Morfeusza.


@@@
Dwa tygodnie. przepraszam, ale nie dałam rady.
Wpadałm na pomysł (podłapany z innego bloga. Nie wiem czy sie przyjmie, ale mam nadzieje że tak) na ask characters pytania do postaci : Ask o co chcecie. do mnie również. 
BYŁABYM WDZIĘCZNA ZA REKLAMĘ CZY POLECENIE BLOGA. <33 
Zostawiam wam rozdział do oceny. Mam nadzieję że trafiłam w wasze oczekiwania. 

niedziela, 11 listopada 2012

IV




Słońce wychylało się już zza horyzontu, a dookoła panowała cisza. Było tak pięknie. Najchętniej bym tu został, ale po za tym miejscem istniała rzeczywistość z którą niedługo przyjdzie mi się zmierzyć. Może potrzebowałem ucieczki? Wewnętrznego wyciszenia? Chwil samotności? Najwyraźniej. Jednak jest coś co trzyma mnie i ciągnie bym powrócił do szarej rzeczywistości. Tak tym czymś, a konkretnie kimś był Louis. Mimo, że nie mogłem się do niego zbliżyć czy go poczuć to chciałem być blisko. Czuć bijące z niego ciepło na odległość, ale czuć je.  Moja podświadomość mówiła mi, że on mnie potrzebuje tak samo jak ja jego, a przecież Jego obecność była dla mnie jak heroina dla narkomana, czy powietrze dla każdego stworzenia.
Wyjąłem z kieszeni niedawno zakupioną na jakiejś stacji benzynowej paczkę papierosów i odpaliłem jednego. Dym nikotynowy przedzierał się przez moje gardło wpływając do płuc. Zapełniał je. Zaciągnąłem się raz, drugi, trzeci, kolejny. I Wyjąłem telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. 11 nieodebranych połączeń i 6 Nieprzeczytanych wiadomości - świetnie.

5 nieodebranych połączeń od:"Horan"

6 nieodebrane połączenia od: "Louis"  

Nie dziwne było dla mnie, że żadne z tych połączeń nie było od Matki czy Bob'a, bo oni przyzwyczaili się do  tego, że czasem nie wracałem na noc czy na kilka dni do domu.



From: Niall
Messages: Żyjesz? Dotarłeś do domu? Daj jakiś znak.

From: Louis
Messages: Przepraszam za wczoraj.

From Niall
Messages: Dlaczego nie odbierasz?

From: Niall
Messages: Dlaczego nie ma Cię w domu? Martwię się. Ciocia powiedziała, że jeszcze nie wróciłeś. Odezwij się do mnie. 

From: Louis
Messages: Odezwij się do Niall'a. Chłopak już od zmysłów odchodzi, że coś Ci się stało. Proszę odezwij się.

From: Niall
Messages: STYLES! Kurwa daj jakiś zna życia. 
Otworzyłem szablon nowej wiadomości i napisałem do blondyna, krótką wiadomość by go odrobinę uspokoić.

To: Niall
Messages: Żyję. 

Wyślij.
Telefon znów trafił do mojej kieszeni i dokończyłem trzymanego w ustach papierosa, który zaczął przygasać.  Skrzyżowane nogi wyprostowałem, a plecy i  głowę położyłem na lekko wilgotnej trawie co spowodowało, że moje oczy wgapiały się w błękitne niebo, które zdobiły białe puchowe chmurki. Zamknąłem je i ujrzałem Jego. Wczorajszej, a w prawdzie dzisiejszej nocy kiedy to przed klubem zbliżał się do mnie i wołał ciche 'Harreh'. Mogłem go wtedy  pocałować, ale to coś wewnętrznego kazało mi się powstrzymać. Nie mogłem tego zrobić z niewytłumaczalnych przyczyn. Mogłem tym wszystkim zepsuć coś co może wytworzyć się między nami. A nie chce. Chyba moja egoistyczna strona odeszła  w zapomnienie. Nie wiem czy mam się cieszyć czy raczej nie. Ruszył się lekko wiatr. Zaczął pieścić i tworzyć chaos na mojej głowie, otulać moją twarz. Zrobiło się chłodniej, a niebo przybrało z błękitu kolor granatu. Zbierało się na deszcz. Nagle powietrze stało się wilgotniejsze niż wcześniej, a z nieba po woli pokapowały kropelki deszczu. Postanowiłem się zbierać. Wstałem, otrzepałem tyłek z pyłków ziemi i ruszyłem z wzrokiem wbitym w przestrzeń.  Nagle telefon w mojej kieszeni zaczął wibrować.Niechętnie sięgnąłem po niego i bez sprawdzania komu zechciało się mnie męczyć - odebrałem.
-Harry - zdziwiłem się słysząc ten głos - Gdzie ty jesteś? - zapytał, a w tel było słychać głos blondasa który krzycząc dopytywał się czy odebrałem. 
- Co? - Burknąłem. 
- Niall się o Ciebie martwi - powiedział z troską - Nie wróciłeś do domu po imprezie no i on nam świruje - szeptał wprost do mojego ucha, ale niestety nie wprost tylko przez telefon. Głupi Styles - pomyślałem. 
- Dobra powiedz mu, że nic mi nie jest. Potrzebowałem pobyć sam -  wciągnąłem świeże powietrze do płuc by po chwili dać mu się uwolnić. 
- Coś się stało? - zatroszczył się.
- Jestem już dorosły. Powiedz mu, że wpadnę do niego niedługo - dodałem i rozłączyłem się. Nie muszę przecież im się tłumaczyć.
Sięgnąłem  po kolejnego już papierosa, który po chwili znalazł się odpalony między moimi wargami, a dym nikotynowy zapełniał moje wnętrze. Dlaczego przez zatruwanie siebie czuję ulgę? Dlaczego niszcząc swoje wnętrze czuję upływ emocji? Tego to ja już nie wiem, ale potrzebowałem tego. 
Po godzinnej wędrówce, mokry od deszczu stałem pod domem mojego kuzyna i jego przyjaciół. Żywiłem nadzieję na to, że Louisa nie było, ale dochodziła godzina 1PM, a on pewnie nadal leczy kaca. Powolnie podszedłem do drzwi i zapukałem kilka razy po czym przy drzwiach usłyszałem ciche szumy. 
- Harry? - zdziwił się moim widokiem Liam.
- Hej, jest Horan? - zapytałem przekraczając próg domu. 
- U siebie - wskazał schody prowadzące na piętro. 
- Dzięki - powiedziałem i udałem się. Prawda jest tak że nie wiem który z pokoi należał do niego, więc gdy znalazłem się na korytarzu nie wiedziałem które z nich otworzyć, więc krzyknąłem "HOMAN GDZIE JESTEŚ?" Jednak w odpowiedzi nie usłyszałem mojego kuzyna tylko ujrzałem zaspanego Malika w samych bokserkach. 
- Styles zamknij się! - wkurzony był.
- Nie spinaj się tylko powiedz który to pokój blondasa - zaśmiałem się z widoku jego zaspanej i nieogarniętej twarzy. Wskazał mi drzwi na końcu korytarza - Dzięki. 
Bez pukania wtargnąłem do pokoju w kolorze zielonym. No i już wiem dlaczego ta mała poczwara mnie nie słyszała. Leżał na łóżku ze słuchawkami w uszach. Po cichu podszedłem do łózka i rzuciłem się na niego. 
- Pobudka! - wydarłem się się na niego. 
- Styles kurwa jesteś cały mokry - zrzucił mnie z siebie - Weź się przebierz. 
- Spadaj ja idę do domu. Przyszedłem Ci się tylko zameldować, że żyję bo mnie nie przestaniesz męczyć - westchnąłem ciężko. 
- Tommo - krzyknął, a moje serce zamarło. Czyli był w domu, a już po chwili w drzwiach jego pokoju.
- O siema młody - rzucił na mnie swój skacowany wzrok. 
- Hej - machnąłem ręką. 
- Tommo daj młodemu jakieś ciuchy na przebranie.
- Nie ja się zmywam - wstałem z podłogi - Narka - i opuściłem jego pokój a po chwili już ich wspólny dom z którego miałam kilkanaście minut drogi do mojego. Powietrze pachniało deszczem, świeżością.  
Jednak w połowie usłyszałem za sobą krzyki. Nie zważając na nie brnąłem tą drogą dalej. Wołanie nie ustawało, a moja reakcja była niezmienna. Nie zwracałem nawet uwagi do kogo głos należał, bo po co? 
Nagle na moim ramieniu poczułem ciężką, męską dłoń. 
- Harry, kurwa ile mam Cię wołać - już wiedziałem. 
- Po co? - zapytałem i odwróciłem się.
- Ale co? 
- Po co mnie wołasz? - zapytałem - jakiś powód Twojej gonitwy musi istnieć.
- Chcę pogadać - i teraz do mej głowy nasunęło się mnóstwo pytań,  ale i strachów, jak i nadziei. Może wczorajszego wieczora on mówił serio? 
_________
Moje uczucia względem danego rozdziału są mieszane. Z początku wydawało mi się że jest znośny, ale z chwilą przychodzi zwątpienie. jednak to pozostawię wam do oceny. W komentarzach. 
Przepraszam jeśli zaniedbam rozdział w przyszłym tygodniu, ale przede ciężkie dni co pewnie daje się już wyczuć. 

jakiekolwiek pytania: http://ask.fm/Moments5 lub @debby__1D


piątek, 2 listopada 2012

III

  *music*
               W momencie przekroczenia progu, klubu uderzyło mnie ciepło, woń alkoholu i dymu nikotynowego. Witamy w świecie błogości i totalnego rozluźnienia. Całą piątką zajęliśmy wolne miejsca przy barze i zamówiliśmy po mocnym drinku. Wlałem w gardło piekący płyn, który powoli przepłyną przez mój przełyk i poczułem, że rozluźnia mięśnie i mnie znieczula. Głośna muzyka przygłuszała myśli, które krążyły wokół siedzącego obok mnie osobnika, którego zapach przedzierał się do mych nozdrzy nawet przez wszystkie unoszące się w powietrzu wonie.
Parkiet rządził się swoimi zasadami. Ludzie byli tam kim chcieli. Tańczyli jak chcieli i z kim. Puszczana przez DJ'a muzyka jeszcze im to ułatwiała. Zatracali się w napływających do ich uszu nutach, taktach i zapominali  otaczającym ich świecie, problemach. Czasem, aż za bardzo. Tak wyglądało też moje życie, a już na pewno jego część. Tak, Harry Styles lubi zaszaleć, dać się ponieść, pozwolić smutkom odejść w  zapomnienie.
W kierunku naszej piątki zaczęły się zbliżać dwie, młode kobiety. Wysoka, z burzą loków brunetka i nieco niższa blondynka w prostych włosach. W tym samym czasie ze swoich miejsc wstał Liam i Zayn. Przewidziałem, że owe kobiety zmierzają do nich i tak właśni si stało. Blondynka podeszła do mulata, a szatynka do drugiego ze stojących panów. Obie pary po jakże namiętnym i czułym przywitaniu udały się na parkiet ginąc w tłumie ludzi.
- To zostaliśmy we trójkę- wydobył z siebie hucznie mój kuzyn.
- Zaraz będzie nas dwójka - skomentował to Tomlinson.
- Skąd u Ciebie takie założenie, mój drogi? - rzuciłem słowa w jego stronę.
- Wnioskuję to po tej blondynce obok Ciebie, która od piętnastu minut rozbiera Cię wzrokiem - zaśmiał się, na co i ja prychnąłem, ale z  drwiną. Po czym spojrzałem na ową osobę z mej prawej strony. Owszem, to miejsce zajmowała długonoga kobieta z zielonymi jak szmaragdy oczyma i od pewnego czasu wyczuwałem na sobie jej natarczywy wzrok, ale nauczyłem się jak należy z takimi postępować. Po prostu nie zwracałem na nią uwagi. Zwykle to działało. Zwykle.
- Nie ta liga - poklepałem go po ramieniu, a na jego twarzy pojawił się wyraz zdziwienia, a tym razem Horan wybuchnął śmiechem. Louis przerzucał swój wzrok to na mnie to na niego czekając na jakiekolwiek jaśniejsze wyjaśnienie - Jakby na jej miejscu siedział umięśniony blondyn i rozbierał mnie wzrokiem, owszem, nawiązałbym kontakt, ale niestety jej walory na mnie nie działają - mówiłem wpatrując się w jego zakłopotanie - rozumiesz mnie - po raz kolejny tego dnia wlałem do gardła palący płyn w celu większego rozluźnienia moich mięśni.
- Czekaj, czekaj...- w głowie analizował moją wypowiedź z zabawym wyrazem twarz, który przedstawiał poniekąd zdziwienie, zaskoczenie, rozbawienie.
- Tommo nie trudź się. Harry jest gejem - zaśmiał się Horan - uważaj. On jest strasznie napalonym gejem - zaśmiał się.
- Oto ja - skomentowałem śmiejąc się.
- Zatańczysz? - Zapytała Niall'a ledwo trzymająca się na nogach dziewczyna o rudych włosach do połowy pleców. Ten tylko uśmiechnął się i wstał trzymając ją za rękę.
- Nie boisz się zostawać z napalonym gejem tu sam? - zapytałem się robiąc poważną minę, a po chwili zaśmiałem się tylko - poproszę jeszcze raz to samo - powiedziałem do barmana - dla kolegi też - Nie wyrywasz nic dziś wieczorem? - zwróciłem się do niego.
- A może powinienem zabawić się w towarzystwie mojego napalonego geja? - objął mnie ramieniem i zaśmiał.
- Zawszę chętny - sięgnąłem z kieszeni paczkę papierosów po czym wyjąłem z niej jednego i odpaliłem - Przepraszam, co ze mnie za niekulturalny człowiek - puknąłem się otwartą dłonią w czoło, a papierosa wcisnąłem w kąt ust - chcesz? - wyciągnąłem w jego stronę paczkę.
- Nie palę, dzięki - odmówił. 
- Nie, to nie - schowałem ją i zaciągnąłem się dymem. 
             Drink, za drinkiem, papieros, za papierosem. Rozluźnienie wzrastało, ale nie traciłem kontaktu z rzeczywistością. Uodporniłem się na duże ilości alkoholu. Szumiało mi trochę w głowie, ale miałem świadomość swoich czynów i wypowiadanych słów. Niestety mój towarzysz, ten który został nie był, aż tak odporny na procenty krążące w jego krwi. Około godziny pierwszej wyrwał z parkietu jakąś blondyneczkę i puścił w obroty. Siedziałem samotnie przy barze przechylając szklankę z której do mej buzi wpływał piekący płyn. 
- Co taki uroczy chłopak jak ty robi sam przy barze? - z mojego zamyślenia wyrwał mnie damski głos przebijający się przez głośne dźwięki muzyki. 
- A nie widać? - zapytałem, uśmiechając się ironicznie do pustej szklanki, po której brzegu krążyłem palcem.
- To może zatańczysz? - zapytała - a tak na marginesie jestem Lucy - podała mi dłoń. 
- Harry - odwzajemniłem gest. 
- Harry, Harry piękne imię - oparła twarz na ręce i przyglądała się mojemu profilowi - To jak Harry, zatańczymy? - zapytała. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów w której spokojnie czekał na mnie ostatni z nich i odpalając wcisnąłem między wargi.
- Nie, dzięki - wciągnąłem do płuc dym i wypuściłem.
- Może jednak? - jej natarczywość zaczynała mnie denerwować, ale jestem spokojnym człowiekiem. 
- Mówiłem już, że nie - powiedziałem po raz kolejny, ponawiając czynność. Lucy odeszła, a ja sięgnąłem z kieszeni telefon i spojrzałem na godzinę. 
3:46AM
Czas się zbierać - pomyślałem, a jakby był telepatycznie połączony ze mną, przy moim boku pojawił się Louis.
- Zbieramy się?- zarzucił mi rękę na ramiona. 
- Oj, tak - spojrzałem na jego pocieszną mordkę i sam się uśmiechnąłem - Gdzie reszta? 
- Zmyli się jakąś godzinę temu - powiedział i skierowaliśmy się w stronę wyjścia przeciskając się przez obmacujące się pary. Wypity alkohol dodawał im  pożądania. Przedostaliśmy się przez tłum i mą twarz otuliło świrze, czyste powietrze. Louis podszedł chwiejnym krokiem do ściany o którą oparł się plecami i zaśmiał. Schowałem ręce w kieszenie kurtki i zdziwiony spojrzałem na niego, a on znów się zaśmiał. Jego śmiech był lekarstwem dla mych uszu po tych kilku godzinach głośnego bębnienia muzyki.
- Z czego rżysz Tomlinson? - zapytałem przyglądając mu się uważnie. 
- Z Ciebie, Harreh - zmów się zaśmiał. 
- Nie mów do mnie Harreh - skarciłem go. Nienawidzę tego określenia, chociaż wydobywające się z jego ust brzmiało inaczej, lepiej. 
- Harreh, Harreh, Harreh... - mówił śmiejąc się. Zbliżył się do mnie - Harreh - był coraz bliżej, a ja znów poczułem do niego ten pociąg co wczoraj, czy dziś przed odwiedzinami klubu - Harreh - dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów, a jego prawa dłoń spoczęła na mym ramieniu - Harreh - oddech. Pomieszanie miętowej gumy do żucia i alkoholu - Harreh, ładnie to brzmi - zaśmiał się. Spojrzałem na tę dłoń, która mnie dotykała. Czy nawet jego palce musiały mnie pociągać. Był tak blisko. Od jego malinowych ust dzieliły mnie centymetry, ale musiałem nad sobą panować - Harreh - zaśmiał się. 
- Co Ty wyprawiasz Louis? - zapytałem nie odrywając wzroku od jego dłoni. 
- Harreh, mój napalony gej - zaśmiał się. Spojrzałem na niego, był bliżej. Jego lazurowe tęczówki wlepiały się w moje - Wiem, że chcesz mnie pocałować - szepnął. Jego oddech otulił moją twarz, a słowa właśnie wypowiedziane rozpaliły moje zmysły. Jednak wiedziałem, że on był pijany i  jego rozumowanie nie było logiczne. Nawet jeśli pragnąłem tego w tym momencie jak jeszcze nigdy niczego innego nie mogłem tego zrobić dla niego. 
- Jesteś pijany i walnięty - przeczesałem ręką włosy i wpakowałem go do taksówki, która właśnie podjechała pod klub. Podałem kierowcy adres i pieniądze za jego kurs, a sam wybrałem nocny spacer na oczyszczenie umysłu. 
___________

Co myślicie o trójeczce? Mi tam się nawet podoba. 
mam nadzieję że wyrazicie swoją opinię w komentarzach. 
+ podałam swojego aska. mozecie pytać kiedy chcecie, o co chcecie.(blogi, mnie, moją miłość do 1D itp.)
PRZEPRASZAM ZA LITERÓWKI.







piątek, 26 października 2012

II


            Świeże, rześkie powietrze z rana w moim pokoju? Coś tu nie gra. Obróciłem się na prawy bok i powolnie podniosłem ciężkie jeszcze powieki by po chwili pokazywały zdziwienie, a za razem przerażenie.
- No nareszcie. Nudziłem się – powiedział entuzjastycznie blondyn leżący obok mnie z kanapką w ręce, a wzrokiem otulając każdy cal mojej twarzy. No tak dzisiaj miał odwiedzić nas Niall, ale dlaczego tak wcześnie, a po za tym co on robił w moim łóżku. Wyciągnąłem spod ciepłej kołdry jedną rękę i zepchnąłem go na ziemie. Zaowocowane jego głośnym „aaa”
- Zamknij okno! – stanowczo rozkazałem -  i nie jedz w moim łóżku – byłem zmęczony, miałem ochotę jeszcze spać. Całą noc moją głowę zaprzątał napotkany wczorajszego dnia osobnik. Kiedy zamykałem oczy widziałem jego twarz, lazurowe tęczówki wlepiały się we mnie. Czułem że mogą odczytać z  nich każdą moją myśl, wszystko co w danym momencie myślałem, czułem. Nie mogłem wyrzucić go z głowy, a wiedziałem tylko ze ma na imię Louis i zajął wygodne miejsce w mojej głowie, a sen nadszedł dopiero w okolicach godzin porannych.
     Niall był synem siostry, mojej mamy. Niedawno przeprowadził się do Londynu i mieszka ze swoimi przyjaciółmi  a jego rodzice, czyli ciocia i wujek mieszkają w Mullingar
- Styles, coś ty taki nie w sosie? – zamruczał siadając na brzegu mojego łóżka.
- Nie Twój w tym interes – powiedziałem siadając na łóżku, a moje plecy i głowa zostały oparte o zimną ścianę. Nogi zgięte w kolanach na których opałem swoje ręce. Czułem na sobie jego spojrzenie, spojrzenie tak natarczywe i łaknę odkrycia myśli błądzących po mojej głowie – Horan zajmij się kanapką! – burknąłem na co farbowany blondyn podskoczył.
- Ty się lepiej zbieraj – poczułem że podniósł swój zacny zadek z mojego łóżka.
- Po co? – spojrzałem na niego spod warstwy czarnych loków.
- Jak to na co? – poklepał się po tyłku jakby chciał oczyścić go z niewidzialnego kurzu – Dzień z ukochanym kuzynem –wypiął dumnie pierś – a wieczorem PARTY HARD w towarzystwie najlepszych. Wyrwiemy Ci jakiegoś napalonego blondyna w klubie – poruszył zabawnie brwiami pokazując przy tym rząd białych zębów odzianych aparatem. Wariat, Wariat jakich mało – zaśmiałem się w duchu.
- Niech Ci będzie, ale mam nadzieję że Twoi koledzy nie są żadnymi przyjebanymi sztywniakami? – rzuciłem do niego, zwlekając się z łóżka.
- Młody proszę Cię.
     Podszedłem do szafy, w której mieściły się wszystkie moje ubrania. Poczynając od dżinsów, przez koszulki, bluzy,  kończąc na koszulach. Wybór był prosty. Szare, lekko obcisłe rurki, luźniejsza koszulka w kolorze czerwieni. Z wybranymi rzeczami udałem się do łazienki. W lustrze znów to samo odbicie, rozwiane na wszystkie strony, czarne włosy, ni to loki, ni to proste, blada twarz bez wyrazu, malinowe usta, które w momencie tworzenia uśmiechu ukazywały po obu stronach dołeczki. I te zielone oczy.
Co w nich było?
Co przekazywały?
Pustkę? Styles,
skończ te przemyślenia. Nigdy nic dobrego z tego nie wychodzi – skarciłem się w myślach. Odziałem swoje ciało koszulkę i spodnie, a na koniec wypsikałem się dość mocnymi perfumami. Przeczesałem ręką włosy. Jest dobrze – westchnąłem do swojego odbicia i wyszedłem.
-Żeś się młody odstawił – zaśmiał się Irlandczyk – ale wiesz że moi przyjaciele wolą płeć przeciwną? – zasugerował. Nawet nie pomyślę o nich jako o obiekcie westchnień. Swój już znalazłem – pomyślałem, ale jednak tę myśl zostawię dla siebie. W jego stronę posłałem tylko groźne spojrzenie i:
- Bardzo śmieszne – bo co więcej mogłem?
- Dobra chodź. Pora na obiad – zaśmiał się.
- Przed chwilą wciągnąłeś kanapkę – spojrzałem zdziwiony na niego, a ten tylko się zaśmiał i położył rękę na moim ramieniu, którą po chwili zrzuciłem. Wyszliśmy z domu uprzednio żegnając się z moją mamą. Na zewnątrz pachniało świeżością, nowo budzącymi się do życia roślinami. Piękno przyrody. Za nasz pierwszy cel obraliśmy oczywiście Nados, a cóż innego mógłby zaproponować Niall wiecznie głodny Horan? No właśnie. Kolejnym celem mojego cudownego dnia z ukochanym kuzynkiem – zaśmiałem się sam w sobie, było kino i jakaś badziewia komedia, której polowe przespałem. Żadna nowość. Po wyjściu z kina wybiła godzina 18. Kierunek – mieszkanie Nialla i jego trójki znajomych. Może jednak nie będą tacy źli. 
- Niall jesteśmy – krzyk dobiegł z korytarza w którym pojawiła się trójka wcześniej wspomnianych przeze mnie chłopaków – Jak tam Twój kuzynek? – zwróciłem głowę w kierunku wejście do pomieszczenia w którym znajdowaliśmy się i ujrzałem trójkę przepychających się chłopaków. Niby nic nadzwyczajnego, ale jeden z nich przykuł szczególnie moją uwagę. Brązowa grzywka opadała na czoło pod którym mieściły się nie za duże, nie za małe oczy, których tęczówki przybrały lazurowy kolor. Nagle przed moimi oczyma przeleciał wczorajszy dzień, a konkretnie jeden epizod z niego wycięty. Spotkanie jego na jednej z ruchliwych ulic Londynu. Jak to możliwe, że osobnik który zajął wygodne miejsce w mojej głowie, który przez całą noc spędzał mi sen z powiek to jeden z przyjaciół mojego kuzyna? Przeznaczenie?
- Milo Cię znów widzieć – zwróciłem się do niego c w afekcie przyniosło mi przyjemność usłyszenia jego dźwięcznego śmiechu.
- Mnie Ciebie też – podał mi dłoń. Co wywołało w moim ciele dziwne wibracje, jakąś chęć poczucia jej na moim ciele. Łagodna barwa głosu, ciepła dłoń. Raj. Raj na ziemi. Przynajmniej dla mnie. „ale wiesz że moi przyjaciele wolą płeć przeciwną?” Słowa Nialla odbiły się echem w mojej głowie. Cóż mówi się trudno – wzruszyłem Ramonami sam do siebie, a cała reszta rzuciła w moją stronę zdziwione spojrzenia.
- Widzę że Louisa już znasz – wstał Horan – To jest Zayn – wskazał na mulata, o czarnych włosach ułożonych do góry, a na ich grzywce widniało blond pasemko.
- Harry – podałem mu dłoń, ale obyło się bez reakcji jakie przeżyłem w tej samej czynności z Lou.
- A To natomiast Liam – wskazał wysokiego szatyna. Podałem mu dłoń i swoje imię.
- Dziś się bawimy, co Harry? – zapytał mulat zarzucając swoje silne ramie na moje.
- Ehem – burknąłem patrząc na roześmianą twarz Louiego. Czułem do niego nie zrozumiałą więź, coś czego wcześniej nie doświadczałem w kontakcie z żadnym innym mężczyzną czy kobieta. To było dla mnie coś nowego, coś czego nie potrafiłem opisać. Podobało mi się to, ale musiałem się ograniczyć. Moje hormony zaczęły bardziej buzować gdy moich nozdrzy doszedł zapach jego mocnych, charakterystycznych perfum. Pamiętałem je od wczoraj. Oj Styles, coś czuję, że to będzie ciężka noc. Siła przyciągania mnie do niego była większa niż siła grawitacji przyciągająca mnie do ziemi. 

I co myślicie o 2? jest dłuższa i mam nadzieję że moja praca was nie zawodzi. Dziękuję wam za wszystkie pozytywne komentarze. I nadal możecie zostawiać swoje TT czy Gg żebym was informowała. Zrobiłam dodatkową zakładkę, tam możecie rpzeczytac o tej historii, jakie pojawią się postacie, ile będzie trwać. Mam nadzieję że to też wam przypadnie do gustu i bohaterów też już mamy. 
Kolejny w weekend. 
Licze na wasze komentarze; )
Debby <3 

niedziela, 21 października 2012

I


Nobody likes to lose their inner voice


 Przemierzając spokojnie ulice Londynu nie wiedziałem jaki jest tego cel. Dokąd zmierzam. Powietrze pachniało deszczem. Oczyszczająco. Wciągnąłem odrobinę do swych płuc by po chwili dać mu się uwolnić. Lekki wiosenny wiat rozwiewał moje czarne włosy tworząc z nich jeszcze większy, artystyczny nieład. Wymarzony dzień na spacer dla  Brytyjczyka. Pod moją pachą trzymałem notes, który był dla mnie wszystkim. Trzymałem tam najróżniejsze, najważniejsze wspomnienia, swoje zapiski i rysunki. Było w nim wszystko. Czarna skórzana okładka nadawała mu tajemniczości, a wszystkiego pilnował w tym samym kolorze sznurek.  Jednak w mojej głowie nadal kłębiły się pytania o cel mojej egzystencji. Tak naprawdę żyłem z dnia na dzień. Jutro dla mnie nie istniało. Liczyła się dobra zabawa, alkohol, dziś...
Zatłoczone ulice Londynu. Brzmi okropnie, ale w praktyce nie jest tak straszne. Idzie się przyzwyczaić, a mieszkając tu od urodzenia są czymś normalnym. Cóż podążając jedną z nich zatopiłem się w myślach. Upadłem. Jakieś inne ciało z większą siłą dotknęło mojego i upadłem na twarde płytki chodnika. Zupełnie nie wiedziałem co się stało. Czym było to „coś” co mnie uderzyło. Potrząsnąłem grzywką która opadła mi na czoło i znów zajęła swoje przednie miejsce dopiero wtedy skierowałem zielone tęczówki ku górze i ujrzałem coś niebywale pięknego. Brązowa grzywka idealnie pokrywała część czoła, a reszta włosów była idealnie ułożona w dość niedbały chaos. Rząd białych zębów, a kąciki ust wykrzywione w coś na wzór wyrazu zmartwienia. Na koniec lazurowe tęczówki wpijające się w moje. Coś niebywałego. Oczy które były dla mnie otwartą księgą. Mieszał się w nich smutek, żal, utrapienie, ale znajdowała się domieszka rozbawienia. Wywołana zapewne moim chwilowym wyglądem i zakłopotaniem, jak również zaistniałą sytuacja. 
- Wszystko okej? – słodki, szorstki a za razem delikatny głos. Mówił do mnie. 
- yyy… Jasne – starałem się ukryć moje zafascynowanie Jego osobą  - Nic mi nie jest – dodałem otrzepując swój tyłek i plecy z odrobiny piasku. 
- Przepraszam że na Ciebie wpadłem – szepnął. Zakłopotanie miał wymalowane na twarzy.
- To moja wina. Zamyśliłem się – wziąłem jej cześć na siebie. Uśmiechnął się – jestem Harry – podałem mu dłoń.
- Louis – odwzajemnił gest. Jego dłoń była tak przyjemna w dotyku. Delikatna. Subtelna – przepraszam Cię Harry, ale się spieszę – Moje imię wypowiadanie przez niego stawało się wyjątkowe. Tak milo się jej słyszało. Balsam dla mych uszu. Nim zdążyłem oprzytomnieć on już się oddalał. 
- Żegnaj Loui, mam nadzieję że jeszcze kiedyś się spotkamy – szepnąłem za nim, ale te słowa były bardziej wypowiedziane dla mnie niż dla niego. Wypowiedzenie jego imienia sprawiło mi radość. Włożyłem ręce w kieszenie szarych obcisłych spodni i ruszyłem przed siebie z jego twarzą przed oczami. Czy to możliwe że przypadkowo spotkana osoba może tak zaprzątnąć nasze myśli.Jedno spojrzenie, przypadkowe spotkanie może przyprawić o takie uczucia jaki teraz we mnie buzują? 
- Oj tak Harry, może – westchnąłem sam do siebie i zatopiłem się w tłum przechodniów z nadzieją że jeszcze kiedyś się spotkamy. 

___________________________
Jest rozdział pierwszy, mam nadzieję że nie zawiodłam. Jest krótki bo nie chciałam więcej tutaj pisać niż ich pierwsze spotkanie.  

następny w weekend. 
Dodałam bohaterów. 
Debby  ; **
Wyłączyłam weryfikację obrazkową i dodałam możliwość komentowania przez Anonimków. + zostawiajcie swoje Tt czy GG w zakładce informowani jeśli mam was informować ; ) 

sobota, 20 października 2012

Prologue.


- Harry? Harry, gdzie jesteś? – słyszałem jego rozhisteryzowany głos w słuchawce telefonu. 
- Nie ważne – burknąłem oschle. 
- Harreh, ale wszyscy się o Ciebie martwią…
- NIE! – przerwałem mu –Mam to w dupie – stanowczo się wydarłem na niego. 
- Ale co Się stało? – przejawiało się w tym głosie tyle troski co jeszcze nigdy, ale na co mi to teraz? Co on tym próbował zdziałać.
- Nie Louis, skończ! – znów podniosłem głos. Wiem, jak on tego nie lubił –Nie dzwońcie do mnie! – rozłączyłem się. Złość, żal, smutek, bezradność to wszystko kłębiło się w moim wnętrzu, a ja po woli nie dawałem rady tego kontrolować. Brało To nade mną górę w afekcie czego cisnąłem telefonem o ścianę jakiegoś budynku. Momentalnie na powierzchni ziemi pojawiło się mnóstwo jego kawałków. Nie przeszkadzało mi to, nie chciałem teraz się z nikim kontaktować. Potrzebuje samotności. Mam dość pieprzonego świata. Jego. Tak. Nie chcę już być blisko niego, nie chcę czuć tych intensywnych perfum, tonąć w lazurowych tęczówkach. Naprawdę nie chce widzieć go rano nad moją głową ze świeżymi tostami i kakao.


 NIE. 
Wędrowałem między jakimiś starymi budynkami zastanawiając się co tak naprawdę robię. Myślałem o śmierci. Jak powinna wyglądać. Kiedyś zapytano mnie jakbym chciał umrzeć. Powiedziałem że spokojnie i bezboleśnie, ale prawda jest taka, że niczyja śmierć nie jest bezbolesna. Całe życie umieramy od środka. Wszystko tam nas zabija, otoczenie nas zabija. Każdego dnia.
Zimny wiatr otulał moją twarz rozwiewający tym samy nie ułożoną czuprynę. Od kiedy tak się zachowywałem? Od kiedy byłem tak oschły dla moich przyjaciół, a szczególnie dla Louiego? Od kiedy? No właśnie. Może to było moje prawdziwe ja, które odkryła dopiero miłość. Nie wiem. Innego jestem pewien. Ulokowałem swe uczucia na złym koncie. Wsunąłem miedzy wargi nowo odpalonego papierosa i z miną twardego skurwiela ruszyłem go przodu pod wiatr. 
Jestem Harry Styles, wy macie szanse poznać moją pieprzoną historie. 

@@@
Jest Prolog wiem że część go czytała, ale musze dodać. 
Będę wdzięczna za jakiekolwiek polecenie bloga, reklamę.
Mam nadzieję że historia przypadnie wam do gustu. 
Debby ; * xxx
jeśli chcesz być informowana zostaw Gg bądź TT